26 LIPCA 1920

26 LIPCA 1920

26 LIPCA 1920

Władysława Miąska w grudniu 1920 trafiła koło Łącka w głowę kula. Nie na wojnie. Złoczyńcy? Zabłąkani czerwonoarmiejcy? Ten 24-letni żołnierz raniony na froncie w nogi (przeniesiony z tego powodu do kampanii zapasowo-sanitarnej) jechał na przepustkę na Boże Narodzenie. Do rodzinnego Nowego Gulczewa nigdy nie dotarł. Ciało rozpoznano między innymi po bliznach z odniesionych ran. Rada Gminy Bielino w 1930 zdecydowała się umieścić jego nazwisko na pamiątkowej tablicy bohaterów wojny polsko-bolszewickiej. Tadeusz Witkowski, uczeń Seminarium Nauczycielskiego w Płocku, szwoleżer z Siecienia, przeżył zaledwie 19 lat. Kiedy szedł do ochotniczej armii Józefa Hallera, jako niepełnoletni, musiał wyjednać zgodę u ojca, hodowcy koni, wcześniej felczera-weterynarza podczas obowiązkowej służby w carskiej armii. Chłopiec znał się na koniach od małego, więc trafił do elitarnego 1. pułku szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Ze swoim pułkiem wziął udział w największej bitwie kawaleryjskiej XX w. znanej jako bitwa pod Brodami. Poległ 27 lipca 1920 r. podczas szarży pod wsią Zawidcze. Adam Pankowski, płocczanin, jagiellończyk, inny ochotnik, do wojska poszedł w wieku 18 lat. „Dzieciaki byliśmy, proszę pani”, powie po latach o sobie, „Cała nasza bateria młodzi chłopcy – dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Przed nami świat szeroki i każdy się rwał do wojaczki. I marzył by jak najszybciej wystrzelić z armaty”. Starsi zdawali sobie sprawę z tego, że wojna może okrutnie zgasić zapał ochotników, ale tłumaczyli to sobie na różne sposoby. Mamy przynajmniej dwa świadectwa. Wincenty Zaborowski (ur.1883), absolwent Uniwersytetu Lwowskiego, ochotnik, od 1923 roku wykładowca łaciny i języka polskiego w Małachowiance, zamordowany w 1940 r. w Mauthausen-Gusen, pisał 25 lipca 1920 r. w Łomży: „Jak bym się czuł, gdyby bolszewicy zalali Polskę, a ja bym pozostawał na wywczasach”. Wreszcie – last but not least – bracia Lech i Czech Rościszewscy i rozterki ich matki komendantki Służby Narodowej Kobiet Marceliny Rościszewskiej, kiedy z frontu zaczęły spływać pierwsze listy poległych. „Nazwiska ich dwoiły się i troiły w oczach”, pisała w „Pamiętniku”. Wszak czy miała prawo to robić, czy miała prawo wysyłać ludzi na śmierć? Wkrótce, po duchowych rozterkach nadeszła odpowiedź: „Wszak synów swoich nie oszczędzałam również”. Tymczasem na froncie kolumny nieprzyjacielskie atakujące wzdłuż szosy Grodno-Białystok zajęły Sokółkę. Na linii kolejowej Wołkowysk-Czeremha Polacy stracili stacje Swisłocz. Na Polesiu utarczki patroli. Na południu oddziały polskie opuściły Brody. „Na północ od tego rejonu pod Beresteczkiem jazda nasza i piechota znajduje się w walce z jazdą nieprzyjacielską”. Nad Dniestrem w rejonie Iwanie-Puste bolszewicy przekroczyli Zbrucz na odcinku wojsk ukraińskich i zajęli Lubiankę i Czarną Karczmę. „Walka w toku”.